Żelazny Żuk wraca do Trypolisu

4 Maj, 2010 at 12:20 pm 1 komentarz

Piekielny Wilk w końcu przybył, wielu Winków przylazło, przybyli też Mikrosławianie. RWSie uciekli, bo za dużo im kazano pić. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Dostałem wezwanie do Trypolisu.

Niezwłocznie przebrałem się w moją starą zbroję i udałem się do czółna. Wsiadłem w nie i wiedząc, że świat okrągłym jest popłynąłem tam, gdzie niedawno słońce zatonęło w otchłani oceanu.

Złapawszy odpowiedni prąd położyłem się w czółnie i przespałem czas w jakim minąłem Elderland. Już trzeźwy obudziłem się na pełnym morzu. Chwyciłem wiosło w dłonie i zacząłem płynąć na południowy zachód.

Zmęczony wiosłowaniem znów się położyłem, by się przespać. Akurat po mojej prawicy zachodziło słońce.

Następnego ranka zauważyłem, że oddalam się od brzegu. Natychmiast złapałem za wiosło i zacząłem zakręcać w kierunku rozległej wyspy. Zmachałem się, ale w okolicach południa dobiłem do plaży. Rzuciłem się w piach i tak znowu usnąłem.

Obudziłem się na furmanie pełnej siana. Jechałem po polnej drodze wieziony przez jakiegoś chłopa. Z tyłu miałem związane ręce.

– Hej! Panie! Co pan wyrabiasz?! – wrzeszczę na woźnicę.
– O! Zbudził się pan. Witam serdecznie i do nóżek bym upadł, ale lejców nie puszczę, bo koń narowisty i jeszcze mi zwieje.

Nie zważając na to, że koń wlecze się bardziej jak muł, czy osioł, a nie rumak wrzeszczę dalej na furmana:
– Panie! Ale jak mi pan do nóg padać chcesz, to czego mnie ręce żeś związał?!
– Co by Pan nie uciekł.
– Czego ja miałbym od dobrodzieja uciekać?! Chyba, że masz pan złe wobec mnie zamiary…
– A gdzieżby tam! Gdzieżby tam! Tylko nagrody chcę za pomoc.

Wtedy zrozumiałem, rzeczywiście, nie miałem przy sobie ani grosza. W końcu, na co mi w Okoczii jakieś pieniądze? Postanowiłem jednak pociągnąć furmana za język.

– Panie!
– Bardziej chamie…
– Mości furmanie!
– Już lepiej, jeno już nie wrzeszczcie panie.
– Dobrze. A z czystego obowiązku wobec wyznania to mi pomóc nie można było?
– A no można… Ale jak Bóg Kubie, tak Kuba Bogu!
– A co ja panu zrobił?
– Pan może osobiście i nic, ale zakonnicy! Psubraty! Podatki ściągają, a państwa nie pilnują! Tu nic nie ma! Bieda takim kmieciom jak ja! Myślę sobie – odwiozę, to mi zapłaci.
– I po to wiązać?
– No, a jak? Mnie to nie, ale mojego szwagra to już tak raz zrobiono. Wziął pijanego Templariusza na furmanę, a jak tamten się przebudził to szwagra pobił, za lejce chwycił i kradzioną furmaną pognał do miasta! Nie oddał!
– O masz!
– To ja pana – ciągnął furman. – Na zapas związałem i bezpiecznym się czuję.
– No dobra. A gdzie mnie furman wieziesz?
– Do Trypolisu, a gdzie?

Zamilkłem i nie odezwałem się aż do bramy zamkowej w Zamku Obronnym.

– No to mów pan, komu pana odstawić? – spytał przez ramię furman.
– Hmm… Nie wiem.
– No co pan? Któremu zakonnikowi?
– Nie wiem, naprawdę! Dwa lata mnie tu nie było!

Furman ściągnął lejce i odwrócił się do mnie zaciekawiony.

– A to pan nietutejszy? Z Akki może? Wreszcie państwo odżyje!
– Nie, nie z Akki.
– To może z tej Samundy, która podobno nami włada, ale niewiele z tego wynika?
– Nie, nie z Samundy.
– To skąd pan?! – krzyknął zirytowany furman.
– Z Okoczii.

Woźnica podparł się na kolanie, głowę drapać zaczął. W końcu spytał:
– A gdzie to?
– Tam, Elderland, Mikrosławia, Natania….
– O! Elderland to ja wiem gdzie, Natania też, ale ta Mikrosłonia…
– Mikrosławia – dawny Nowal.
– No patrz pan, żyję tu na tej wiosce, nawet nie wiem, co w v-świecie. A niby jako sołtys to i tak poinformowany jestem! A to, co pan robisz tu z tak daleka i jeszcze w templariuszowskim rynsztunku?
– Nie powiem.
– A to nie mów pan! Łaski bez! – furman zakręcił się w siedzeniu i chciał ruszyć.
– Tyle woźnico powiem, że tutejszy.
– Jak tutejszy, jak z daleka?
– A no tak. Gdzieś śluby templariuszowskie złożyć musiałem. Gdzie jak nie w majątkach ojca?
– Panicz Mardred! Mardred Bourbon! Jak do nóżek miałem padać, to teraz nie wiem jak uwielbienie pokazać!
– Nie trzeba, nie trzeba. A nie Bourbon, tylko von Salvepol-Nova Vita. Długo opowiadać.
– To ja pana zarządcy zamku zawiozę! Godfrydowi de Szoszone!
– To tu dalej pan Gotfryd?
– Tak! A kto inny? Panowie i panie na Trypolisie się zmieniali, ale Gotfryda nikt wyrzucać nie myślał.
– To wieź mnie furmanie, wieź.

I wjechaliśmy na dziedziniec zamkowy.

Entry filed under: Uncategorized.

Żelazny Żuk duma o Haroldzie Oświadczenie Starszego Puchacza ds. kontaktów z Innymi Ludami w sprawie Kraju Bobrów

1 komentarz Add your own

  • 1. sokn  |  5 Maj, 2010 o 4:39 pm

    Związany w szablę, jak Zagłoba? A to von Salvepol się zdziwił!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Trackback this post  |  Subscribe to the comments via RSS Feed


Kalendarz

Maj 2010
Pon W Śr Czw Pt S N
 12
3456789
10111213141516
17181920212223
24252627282930
31  

Most Recent Posts