Archive for Maj, 2009

Wodza zwierzenia z życzenia dawnego Pumy Mglistego

O sytuacji ogólnej, Szoszoinów problamach, Anhalcie wódz wasz leniwy i ukochany – Żelazny Żuk.

Powiadają mi, że pisać mam. Ale ja też Szoszoin jestem! Mi też się pisać nie chce!

Co ostatnio się wydarzyło? Dosłownie nic, nic co by było dla wszystkich widoczne.

Właściwie to się nie dziwię. Wszystko, co się dzieje jest załatwiane bezpośrednio ze mną. Wiem o tych sprawach tylko ja i ten, kto ze sprawą przybywa. Dostałem informacje o tym, że Anhalt nam wyrósł na wschodzie. Wsiadłem w czółno, podpływam, patrzę, że rzeczywiście. Tylko tak patrzę, że strasznie blisko. Ja puszczam w połowie drogi strzałę z liną, a ona tylko na dwiesta łokciów wpadła. Myślę sobie „O rzesz ty! Ja to tak się nie bawię! Ryby na takiej głębokości to będą co najwyżej wielkości dłoni.”

Wpadam do Anhaltu. Idę cały dzień, bo to wyspa sto razy taka jak nasza. Wpadam do Matewa Grenbeka i mówię:
– Gdzieście wy się osiedlili! Naszą wysepkę bladzi gotowi za anhalcką wziąć!
– No, ale my myśleliśmy, że to tak dobrze będzie…
– Nie będzie! Ryby rosły nie będą! Gdzie indziej mi z tą wyspą!

No i posłuchali. Nie wiem jak, ale się przesunęli. Chytre blade bestie! U nas bez Szamana by się nie odbyło. Wyspa – zgodnie z ustaleniami jest ponad dwiesta tysiąców bizonów dalej. Szybko zareagowałem, to i Szoszoini jej nie zobaczyli, a ostatnio nikt nie pływał dalej, to i po cichu sprawa przeszła. Co niektórzy bąkali, że coś widzieli na horyzoncie, ale ich to obchodzi tyle, co liczba kukułów w Morvanie.

Coraz mniej Szoszoinów wystawia nosy z tipi… Wytłumaczę ich. Swawolnego Byka chyba wszystkie moce Reala opętały. Po piętach gryzą, w brzuchu dziurę wiercą. Dał mi jakieś runy do Bitów i kazał się opiekować, ale ich przypadkiem nie poparować jak Bizona z sarną. Mam się za to wziąć, ale ostatnio i mnie Real gnębi. Na szczęście już kończy.

Samotny Wilk to najsłabiej wsiąknął. Jego to widać. Ale tak naprawdę to całymi dniami zaszywa się na Asissinii i tam tomahawkiem wiewiórki gania. Pokonał konkurentów to Wodzem Naczelnym zostanie. Starszego Puchacza mu się da i może jakieś zgranie w wojowaniu będzie.

Mglistego Pumę to sam załatwiłem. Dałem mu robotę i siedzi dniami i nocami pisząc, jak to ma się mapy sporządzać. Dostaliśmy od Mikrooceanii takie zadanie, to i się Szoszoinem zainteresowanym tematem wysłużyłem! A co!

Na pytania do Farona słyszę odpowiedź jedną – matma. Zawsze mówiłem, że bladzi to od rzeczy prawią.

Inni – żal mówić. Ciężkie przypadki realnicy. Każdy sobie prywatną dziurę wykopał i tam próbuje wydalić to, co mu ciąży, ale Szamani powiadają, ze to może nie tędy się wydala „obowiązki”. Będą puszczać krew.

Jak na te wszystkie wypadki nałożyć śmierć Pędzącego i marazm w WinkTown to mamy niezłą ciszę.

Tak są wszyscy zapracowani i schorowani, że nawet jak przybył nowy brat z problemem, to mu kazano się udać do szamanów i głowy nie zawracać.

Nie jest dobrze…

Rozważam tymczasowe zawitanie za wyspę. Jakieś mnie choróbsko dopadło. Mam wstręt do lenistwa, a to nie dobrze. Leczyć nie ma komu, więc muszę jakoś lenistwu przeciwdziałać. Niby trzeba robić w Uem, ale też nie za wiele, bo praktycznie kończymy tylko się o pojedyncze problemy spieramy.

Ma ktoś pomysł gdzie by wpaść?

Warunki są dwa – ja tylko na chwilę i wodzem Okoczii zostaję. Jednak chętnie komuś innemu w maraźmie pomogę.

Czekam, co to zrobią te machiny Ludwika Bourbona. Zmyślny to chłop, więc może być ciekawie.

(-) Żelazny Żuk

30 Maj, 2009 at 7:05 pm 2 Komentarze

Pogrzeb Pędzącego Kojota

Wczoraj odbył się pogrzeb Pędzącego Kojota. Drugi wódz Okoczii przeszedł wraz z Kachinas do krainy umarłych, a wśród żywych będzie obecny tylko w Świetym Palenisku Przodków.

Uroczystości rozpoczęły się rano. Szoszoini z całej wyspy zbierali się wokół ciała Pędzącego wciąż zachowując rytualne milczenie. W takiej ciszy, koło południa Kayakoini zaczęli składać chrust pod noszami, na których leżał Pędzący Kojot.

Gdy skończyli, do drogiego zmarłego podszedł Swawolny Byk, a z nim Krzywonoga Kuropatwa trzymająca Święty Ogień Przodków. Od niego Swawolny byk odpalił łuczywo, którym następnie przekazał ogień 12 Szoszoinom stojącym z pochodniami. W osadzie było słychać tylko trzaskający ogień.

Gdy mężczyźni trzymali odpalone pochodnie, Swawolny Byk podszedł do głowy Pędzącego Kojota, co było znakiem do spalenia. Wszyscy jednocześnie rzucili płonące żagwie w stos. Kobiety zapłakały.

Podałem Swawolnemu Bykowi Iskrzące Zioła. Szaman chwycił garść i cisnął ją w płomień. Nastąpił mały wybuch, a do nieba podniósł się obłoczek. Był to znak, że bogowie przyjęli Pędzącego do krainy zmarłych. W osadzie wybuchły brawa i radosne okrzyki.

Podszedłem do płonącego ciała i zapaliłem od ognia pochodnię. Podszedłem do Świętego Paleniska Przodków i po wypowiedzeniu słów:
– Jako bogowie cię przyjęli, tako i my cię przyjmujemy w naszym Świętym Ogniu.
Odpaliłem stos drewna.

Rozpoczęła się trwająca do samego rana zabawa. Jedzono i pito. Ostatni przytomny, co było nową tradycją, niepochodzącą z Toyamote, zapalił otaczające Hanai ogniska i mógł spokojnie położyć się między innymi Szoszoinami bez obawy o wilki.

(-) Żelazny Żuk

2 Maj, 2009 at 7:42 am Dodaj komentarz


Kalendarz

Maj 2009
Pon W Śr Czw Pt S N
 123
45678910
11121314151617
18192021222324
25262728293031

Posts by Month

Posts by Category