Archiwum autora

Bratobójcza wojna nad Okoczią zawisła

Źle się dzieje, gdy głupota Szoszoinom na rozum pada, a zamiast niego nienawiść nimi kieruje i do zbrodni doprowadza! Grupa Szoszoinów pod wodzostwem Żelaznego Żuka i Tańczącego Bizona na białe bizony, gatunek nowy, nastawać zaczęła, ale nie pozwoli na to Swawolna Drużyna Przyboczna pod wodzostwem moim, Swawolnego Byka i Samotnego Wilka. Nie pozwolimy, bo białe bizony muszą być wolne! Czy kto kiedy słyszał, żeby czarnego człowieka wieszać, albo białego skalpować, bo skóry nie ma czerwonej!? Nie! A kupcy do nas przypływają i z Samundy i krajów bladych i wolni są, a białe bizony nie mogą? Bo nie są brązowe? Toć to nienawiść czysta i głupota i być tak dłużej nie może! Wzywam przeto ludzi bladych, aby do rozumu Wodza Okoczii Żelaznego Żuka zaapelowali, bo to co się dzieje śmiercią się skończy połowy Szoszoinów…

[-] Swawolny Byk

[http://www.okoczia.yoyo.pl/forum/viewtopic.php?pid=5550]

2 lipca, 2009 at 9:27 am 1 komentarz

Kayakonae w żałobie po śmierci Pędzacego Kojota

Dziś w poludnie Wódz Kayakonae Swawolny Byk wydał następujące oświadczenie:

Z uwagi na tragiczną śmierć wielkiego Szoszoina – Pędzacego Kojota, Wódz Kayakonae ogłasza co nastepuje:
Kayakoin każdy zobowiązany jest do zachowania ciszy należnej przez wschodów słońca siedem, a przez siedem nocy, co noc, pieszo ma przejść drogę z Kayakonae do Hanai, płacze swoje szczere zanosząc do Lekaku o przywrócenie Pędzącego Kojota do życia.
Kayakoin każdy pomocą ma służy braciom z Hanai i radą w potrzebie.
Kayakoini stos z chrustu ułożą tak wielki, jak wielki brat nasz był duchowo, i spalą go za dni siedem przy słońca zachodzie, tak jak życie naszego brata zaszło nagle…

27 kwietnia, 2009 at 1:41 pm Dodaj komentarz

Nowa strona Okoczii

Wczoraj, podczas uroczystego przyjęcia z okazji pierwszej rocznicy założenia Okoczii przez ówczesnego Kazaga Slobodanovicia (dziś znany jako Swawolny Byk), dokonano odsłonięcia nowej strony Okoczii.

Już od dawna szeptały sępy, że nowa strona się święci, bo Swawolny Byk ze swojego Tipi rzadko głowę wystawiał. I miały rację! Nowa strona zupełnie różni się od poprzedniej, zmieniono kolorystykę, układ menu. Jedynie czary php pozostały te same, przez co czasami dziwne rzeczy powstają… Strona spotkała się z dobrym przyjęciem, co cieszy jej autora.

Wśród ogólnej radości podczas obchodów rocznycy rozegrano również kilka partii kości, w których to WinkTown przegrało na rzecz Tańczącego z Bizonami klucze do reaktora, a Swawolny Byk wygrał dla Okoczii Farona, tracąc przy tym swoje czółno, przez co strugac musi nowe.

31 marca, 2009 at 9:08 am Dodaj komentarz

Bliżej wspólnej mapy – Mikronacyjna Organizacja Kartograficzna

Wobec bezczynności OPM w zakresie mapy oraz niedawnego apelu Pavla Zeppa, autora dotychczasowych wersji mapy mikroświata, narodziła się inicjatywa powstania Mikronacyjnej Organizacji Kartograficznej.

Miejscem działań MOK-u jest forum.mikronacje.info , na którym utworzono, dzięki uprzejmości administracji, podforum przeznaczone do dyskusji o mapie.
Obecnie trwa zbieranie chetnych kartografów, chcących wziąć udział w tym przedsięwzięciu. Z tego miejsca pragnę zaapelować do włodarzy wszystkich państw, aby ogłosili fakt powstania MOK w miejscach publicznych swoich mikronacji i nakłonili obywateli do wzięcia udziału w obradach Organizacji.

Osobiście mam nadzieję, że uda się wreszcie przerwac tego kartograficznego pata i wspólnie utworzyć jednolitą mapę polskich mikronacji. Na początek polityczną,  potem może i inne?

Oczywiście zdawać trzeba sobie sprawę, że wciąż do roztrzygnięcia pozostaną problemy terytoriów zależnych, ale w końcu jedynie poprzez rozmowy można te problemy rozwikłać, a sytuacja nadarza się niecodzienna…

[-] Swawolny Byk
vel . Kazag Slobodanovic

21 lutego, 2009 at 2:32 pm 1 komentarz

Relacja z podróży Ramberta na południowy kraniec mikroświata

Dziś rano dopiero udało mi się powrócić z wyprawy na kraniec mikroświata, z której relację przedstawię poniżej.

Meldunek pierwszy (07.02)
Pierwszy dzien podróży upłynął spokojnie, minęlismy już nowalskie ziemie i zmierzamy dokładnie na południe. Słońce tu strasznie praży i okropny ukrop w kabinie, bo oczywiście zapomnielismy o pozostawieniu wywietrzników łatając poszycie. Otyły Bizon wpadł na pomysł, żeby dziurę wybić, na szczęscie jedyne co wybilismy, to jemu pomysł z głowy.
Nie wiemy jeszcze jak dlugo pod naszym Sterowcem będzie jedynie morze. Wedlug naszych danych powinniśmy już być na ziemiami dawnego cesarstwa aztec. Niestety, nic nie widać. Może ten ląd zatonął?
Ptaków tu więcej niż nad Okoczią i całymi stadami latają. Co dziwne, w kierunku południa, czyli coś tam być musi…

Meldunek drugi (09.02)
Dzień przywitał nas oślepiającym słońcem. Od przedwczoraj nie widzielismy już lądu. Według naszych wyliczeń powinniśmy za dwa wschody dolecieć na kraniec świata. Ten rejon mikrooceanu jest mało spokojny. Pod nami dość spore fale. Widać też ławice ryb, one także podążają głównie na południe. Spuściliśmy sądę, która pobrała próbkę wody. Okazało się, że woda tu cieplejsza i ciągle słona. Od pewnego czasu co chwilę zrywa się dość porywisty wiatr. W nocy uszkodzeniu uległo chyba jedno śmigło boczne, dziś to naprawimy. Prowiantu mało schodzi, bo Mewa mówi, że jak będzie dużo jeść, to żaden Szoszoin jej nie zechce.

Meldunek trzeci (10.02)
Straszne rzecyz się tu dzieją. Wiatr dmie jak szalony, miota Rambertem, śmigła kruszy, a Mewa w ładowni siedzi, bo mówi, że koniec blisko i umrzeć nam przyjdzie. Na szczęście Otyły głowy nie stracił, ale zacietrzewił się bardzo, bo twierdzi, że to ptaszyska nas zgubiły, bo gdyby leciały na północ, to może byśmy z wyprawy zawrócili. Teraz nasz proch wypluwa na nie i popłoch w niebie sieje.
Jutro około południa kraniec świata może zobaczymy. Póki co wracam do sterowni, bo Ramert znów koło zatoczył. Dobrze, że główne śmigła nowe…

Meldunek czwarty (12.02)
Zdarzył się bracia wypadek! Nie mogę teraz długo pisać, bo muszę Ramberta spokojnie prowadzić po…falach. Tak tak, Rambert spadł do oceanu. Straszny ten kraniec świata, straszliwy! Teraz wracamy po woli, a jak się trochę ocean uspokoi, to relację napiszę…

Meldunek piąty (15.02)
Piszę tę relację w momencie, gdy ziemię Okoczii już widać przez kokpit. Trzy dni wodowania Ramberta po wzburzonej wodzie to jedno z najgorszych doświadczeń, jakie przyszło mi przeżyć podczas moich podróży. Całe poszycie nadaje się do wymiany. Śmigła pogruchotane, woda w sterowni. Załoga na szczęście jakoś się trzyma, choć od dwóch dni nic nie jemy, bo ocean wdarł nam się do spiżarni. Jak to wszystko się stało?

Otoż dzień przed nadaniem czwartego meldunku wiatr wzmógł się tak, że strach mnie obleciał, a nie często się to zdaża. Postanowiłem jednak nie zawracać, szczególnie, że Mewa wciąż uparcie twierdziła, że przed nami jakiś ląd majaczy. Po godzinie bezskutecznego parcia pod wiatr (ciągle staliśmy w miejscu!) zadecydowałem obniżyć kurs i szukać tunelu powietrznego tuż nad taflą wody. Według mapowskazu znajdowaliśmy się już na krańcu mikroświata. Wyraźnie widać jednak było, że woda w otchłań nie spada, a ptaki, ciut większe od naszych, na południe ciągle zmierzały.
Na szczęście siła wiatru tuż nad powierzchnią oceanu była mniejsza, ale fale nas dosięgały raz po raz głaszcząc brzuch Ramberta.
Wtem ujrzałem wyraźnie – ląd. Daleko był jeszcze od nas, ale ląd jak bizon! Wyspa to pokaźnych rozmiarów i góry na niej też były, ale wicher wznosił ku górze krople wody morskiej, tworząc wodne zasłony, przez które obserwacja była ciężka. Nagle Otyły Bizon zakrzyknął, że fala się zbliża na lewej burcie. Za późno już było na reakcję. Woda trzasnęła o sterowiec. Maszyna zatoczyła się w powietrzy, śmigła w proch rozleciały i Rambert runął z pluskiem do wody. Na szczęście boczne śmigła pozostały całe i mogłem spokojnie zawrócić i wodować Ramberta do Okoczii…

Szczęśliwie, przed uderzeniem udało mi się wysłać samopływającą sondę z urządzeniem do utrwalania obrazów, ale Bizon jeden wie, czy uda się jej dotrzeć do lądu nieznanego i czy wróci ona do Okoczii…

15 lutego, 2009 at 10:56 am 1 komentarz

Niepokojąca aktywność bobrów

Ostatnimi czasy na forum Okoczii dało się słyszeć pogłoski o rzekomym wzroście aktywności bobrów w okolicy źródła Tisy. Bobry, jako zwięrzęta wyjątkowo rzadko występujące w podobnym klimacie, zostały prawdopodobnie przytransportowane na Okoczię wraz z jednym z gości z WinkTown lub Szoszoinem, który często WinkTown odwiedza. O ile sam wzrost populacji może cieszyć Szoszoinów, bo nowego mięsa nigdy za wiele, o tyle rodzaj aktywności wielce martwi.

Strażnicy Kayakonae podczas badawczej wyprawy, na której czele stanął Swawolny Byk, odkryli bowiem, że bobry rozpoczęły gromadzenie naróżniejszej maści gałęzi w okolicach ujścia. Sprytne zwierzęta wybrały sobie miejsce nieuczęszczane przez mieszkańców z uwagi na jego niedostępność.

Wedlug Swawolnego Byka, gdyby bobrom udało się dokończyć budowę tamy, Okoczii mogłaby grozić powódź. Wezbrana woda z Tisy zalałaby  okoliczne stepy, które są naturalnymi pastwiskami bizonów, powodując w ten sposób ich migracje w inną część wyspy. Jak wiadomo, migrujące bizony cechują się wysokim stopniem agresji, przez co ucierpiałaby populacja wilków oraz prawdopodobnie nieświadomi zagrożenia Szoszoini.

Rozpoczęto już akcję przesiedlania bobrów w kierunku ujścia Tisy, gdzie ich obserwacja będzie łatwiejsza.

(-) Swawolny Byk

19 stycznia, 2009 at 8:09 pm 1 komentarz

Subiektywna ocena roku

Proszę państwa! Rok 2008 przeszedł jednogłośnie do historii! Czeka nas kolejne 365 ciekawych dni, które witamy postanowieniami, a żegnać będziemy podsumowaniami niedotrzymanych postanowień.

Apropos podsumowań – warto, na początku nowego roku, nakreślić kilka słów na temat tego, który minął i pozostał jedynie zbiorem mniej lub bardziej pouczających doświadczeń. Nie będę się tutaj zawężał do własne mikronacyjnej osoby, ale spróbuję wysupłać kilka zdań na temat Okoczii i całego mikroświata.

Zacznijmy od Okoczii, której historia nierozłącznie związana jest z rokiem 2008. W pierwszym jego kwartale, ja – mikronacyjny syn marnotrawny wracający z podróży na Sterowcu Rambret, przywiozłem ze sobą grupkę Szoszoinów, która zapoczątkowała istnienie państwa znanego dzisiaj jako Okoczia.
Po dziewięciu miesiącach mogę powiedzieć, że pomysł był jak najbardziej trafiony. Okoczia żyje i choć nie brakuje chwil zwątpienia w aktywność Szoszoinów, to jest wciąż grupka ludzi, którym zależy, aby to indiańskie państwo trwało.
Długie dziewięć miesięcy było dla Okoczii czasem ciągłych zmian i kształtowania swojej pozycji w mikroświecie. Dziś śmiało można zwrócić uwagę na fakt, że ten indiański kraj w pełni realizuję ideę demokracji, poprzez organizowane cyklicznie i to dość często wybory Wodza. Dziś właśnie stoimy u progu kolejnej zmiany. Stary Wódz – Założyciel, czyli autor tych słów, kończy etap kierowania państwem. Trzeba młodej krwi!
Po co – zapytacie? Po to, żeby pchnąć państwo z energią charakterystyczną dla kogoś, kto po raz pierwszy, z gorącą głową, obejmuje tak istotne stanowisko. Po to, żeby dzidziny życia, które zapoczątkowaliśmy (sport, oświata, kultura) mogły się dalej rozwijać. Po to wreszcie, żeby w życie wprowadzić kilka innowacji, nowości, odmienności.
Dość jednak o Okoczii.

Teraz kilka słów na temat mikroświata, a nie będą to słowa radosne. Źle się dzieje, drogie panie i mniej drodzy panowie! Nie da się bowiem zbyć milczeniem faktu, że nasza aktywność spada. Wiele było na ten temat teorii i wielu myślicieli głowy wytężało chcąc temu przeciwdziałać.
Brak nam nowych ludzi, brak tego czynnika, który kiedyś jeszcze mikronacje wyróżniał z grona gier internetowych. Dziś my sami się do nich przyrównujemy i stawiamy się w ich szeregu. Gdzie jest ta iskierka niepewności i ciekawości towarzysząca nam jeszcze niedawno podczas obserwowania wydarzeń dla mikroświata ważnych? Gdzie ten duch elitaryzmu i szacunku dla osób, które potrafiły tworzyć i zarządzać przedsiębiorstwami, miastami, państwami? Dziś może to każdy! Każdy może otworzyć wordpressa, założyć forum czy stronę bazującą na cms’ie, którego samemu nie potrafi się nawet zainstalować.
Ten rok mógł upłynąć pod znakiem mikronacyjnej integracji. Mógł, ale nie upłynął. Miast tego mamy nowe podziały i to podziały na tzw. „szczycie” – w gronie państw „wielkiej trójki”. Cóż z tego, że jest OPM, skoro organizacja ta skupia się na tytułach naukowych, zamiast próbować rozwiązać np. problem mapy czy uznania nieuznawanych państw lub wspierać podnoszenie poziomu mikroświata? Cóż z tego, że jest mikronacje.info, skoro korzysta z tej platformy tak niewielka garstka osób związanych z mikroświatem?
Można też zauważyć niepokojący trend dzielenia się państw mikroświata na grupy. Dałoby się wyróżnić trzy takie podzbiory. Pierwszy z nich to kraje członkowskie OPM i posiadające sporą liczbę osób. Jest ich jednak kilka, może 5? Druga grupa to kraje członkowskie OPM posiadające mniejszą liczbę osób oraz kraje nieczłonkowskie, które istnieją już ponad rok, a które z uwagi na tradycyjny izolacjonizm lub upadającą aktywność nie utrzymują ożywionych stosunków dyplomatycznych. Trzycia grupa to „świeżynki”. Kraje powstające na miesiąc lub dwa, potem upadające, dzielące się i inkorporujące. Kraje wiecznych rebelii i zmian u władzy. Trzeci świat w mikroświecie…

Moim zdaniem tą niespokojną myślą mogę zakończyć subiektywną ocenę mijającego roku, który moim zdaniem rozpoczął proces upadku ruchu mikronacyjnego w Polsce. Na koniec niewielki element oceny:

1. Okoczia: 4+/6

2. Mikroświat: 3-/6

3. Największa porażka: działalność OPM

4. Największy sukces: Aktywność Al Rajn

5. Nadzieja na 2009: skupienie aktywności na mikronacje.info

6. Obawa na 2009: zaniechanie prac nad mapą

1 stycznia, 2009 at 4:46 pm Dodaj komentarz

Szanse Okoczii w Pucharze Interkontynentalnym?

Jak wiadomo, reprezentacja Okoczii z dumą i z (różnym) powodzeniem, broni honoru Szoszoinów w rozgrywkach piłkarskich o Puchar Interkontynentalny. Czy ma jednak szanse sięgnąć po najwyższe trofeum? Jak formę Szoszoinów oceniają inni? Sprawdźmy, to:

3 listopada, 2008 at 2:47 pm 2 Komentarze

Okoczia (roz)gromi rywali w Pucharze Interkontynentalnym!

Tak, tak! Okoczia idzie jak burza! Co prawda, wyniki jeszcze na to nie wskazują, bo podobnież jakieś bramki tracimy, ale faktem jest, że piłkarze Okoczii poczynili ostatnio niewiarygodne postępy!

Spójrzmy na przykład na takiego Leniwego Kota. Znany w mikroświatowym światku piłkarskim jako Maxi Diogo bramkarz, jeszcze dwa tygodnie temu zajmował się w wiosce wyplataniem koszy do noszenia ryb! A dziś? Kilka dni tłumaczenia zasad, oswajania się z tymi dwoma tyczkami, co to tak daleko od siebie stoją, i już Leniwy Kocur (tak go pieszczotliwie określają koledzy), potrafi bezbłędnie odprowadzać piłkę wzrokiem.

Jeden przykład to za mało? A Chytra Szarańcza, zwany inaczej Deco? Ten Szoszoin znany był z kolei w plemieniu też jako Lepka Ręka, gdyż miał takiego pecha, że zapominał oddawać przedmioty pożyczone od współplemieńców, co wiele problemów mu przysporzyło. Prawda, ciężko było go przekonać, iż skóra z piłki nie nadaje się do przehandlowania, lecz w końcu zrozumiał siłę argumentów i teraz ze zwinnością najwyższej klasy napastników drybluje po murawach v-świata.

Gdyby jeszcze jakiś v-światowy trener miał wątpliwości co do potencjału jakim dysponuje Okoczia, to niechaj baczy na Szoszoinów, którzy dopingują swoją drużynę. Trzeba bowiem wiedzieć, że łączy ich silna więź z graczami, którzy nie rzadko pochodzą z ich rodzin. Zdarza się więc, że w nerwowej atmosferze spotkania, któryś z nas wypuści strzałę czy dwie w kierunku wrogiego zawodnika, dopuszczającego się przewinienia na Szoszoinie. Bywa, i to częściej nawet, że słaba czerwonoskóra głowa nie wytrzyma kilku Bizonów (lokalny napój na bazie chmielu), i runie na płytę boiska z pobliskiego drzewa, przerywając w ten sposób kluczową akcję przeciwnika.

Weź więc pod uwagę powyższy tekst drogi trenerze bladej drużyny i wiedz, że Okoczia tanio swojej skóry nie sprzeda (ba! nawet i bizona skóry tanio się u nas nie sprzedaje!).

2 listopada, 2008 at 9:38 pm 1 komentarz

V-kapłani bez „potrzeby smaku”?

Na to wygląda. Dziś, na łamach SOKN, ukazała się litania do wszystkich świetych w intencji v-świata. Litanię można przeczytać pod tym linkiem.

Znów więc powrócił temat potrzeby smaku wśród przedstawicieli v-wyznań. Bo o ile można zgodzić się, że tworzenie własnej religii w v-świecie jest elementem tak nieodłocznym, jak prowadzenie rozmów dyplomatycznych czy rozgrywki sportowe, o tyle jeśli ta religia w sposób oczywisty nawiązuje do religii realnej (kontynuuje ją), to na zgodę (przynajmniej moją) nie ma co liczyć.

W polskim wirtualnym świecie takich wyznań i odłamów mamy i mieliśmy bez liku. Część z nich, owszem, jest i była ciekawa. Niektóre bywały zabawne poprzez same założenia, inne poprzez wykonanie. Jeszcze inne zabawne nie były bo być nie musiały, ale wciąż pozostawały dzieckiem wybujałej wyobraźni mieszkańców mikronacji.

Kiedy jednak mamy do czynienia z tak jaskrawym przeniesieniem zjawiska realnego, które pozostaje  zakorzenione w ludzkiej kulturze (jakakolwiek by ona nie była), i uczynienie z niego przedmiotu zabawy (bo mikronacje są przecież zabawą!), to rodzi się pytanie: gdzie tu jest zdrowy rozsądek?

I nie są to drogi czytelniku słowa żarliwego polaka-katolika, o nie. Istnieją jednak pewne granice, których przekraczać nie powinniśmy, a już na pewno  nie w ten sposób. Co przeszkadza naszym v-wierzącym v-wierzyć w v-bóstwa, ale bóstwa wymyślone ? Dlaczego  do tej naszej  mikronacyjnej piaskownicy niepotrzebnie wciskamy elementy do bólu realistyczne i to jeszcze naruszające tak prywatną sferę życia?

Nie wiem.

1 listopada, 2008 at 3:08 pm 4 Komentarze

Older Posts


Kalendarz

Maj 2024
Pon W Śr Czw Pt S N
 12345
6789101112
13141516171819
20212223242526
2728293031  

Posts by Month

Posts by Category